Słupek rtęci niestety wciąż się kurczy i raczej nie w głowie mu skoki temperatury. Wraz z utrzymującym się mrokiem i mroźną aurą powraca uczucie kiedy to irytujący dźwięk budzika każe nam rozstać się z cieplutkim łóżkiem. W takich chwilach marzę o czymś, co w ciągu dnia zastąpi mi grzejącą pierzynę. H&M'owski sweter świetnie odgrywa tę rolę. To kolejna (obok tego z poprzedniego posta)zdobycz wyłowiona w dziale męskim. Jego wręcz idealny skład jest miłą odmianą wśród królującego wszędzie akrylu. Poza tym przywołuje przyjemne wspomnienia, ponieważ podobny nosiłam w gimnazjum. Byłam wtedy dzieckiem ciemności zafascynowanym melancholijnym fińskim graniem. Tego typu swetry chętnie zestawiałam z wojskowymi bojówkami i glanami. Jednak teraz, by nie wyglądał tak mrocznie dobrałam go do czerwonych rurek.
Nie mogę nie wspomnieć o drugoplanowej bohaterce dzisiejszej stylizacji, białej koszuli, a raczej jej odpicowanemu kołnierzyku który już widzieliście na blogu.
sweater- H&M
jeans- Stradivarius
shirt- Mohito + DIY
wedges- River Island